wtorek, 12 lipca 2011

niedziela, 3 lipca 2011

Kelnerowanie i zalana stolica !?

W przeciągu ostatnich 3 tygodniu trwały moje poszukiwania pracy 'idealnej'. Wciąż one zresztą trwają jak dotychczas miałam 5 interviews i 2 próby pracy. Mnóstwo kasy wydane na te pieprzone rozmowy i tak wielka blada dupa.Pierwsza praca u turasa :D  Ale tylko raz tam poszłam i więcej nie wróciłam, jak również praca w restauracji w której byłam dwa razy i próbowałam swoich zdolności kelnerskich. Jak na razie tylko kilka stłuczonych szklanek i piwo wylane na klienta. Ale wciąż w siebie wierze choć w nieodpowiednim momencie dano szanse mi tej pracy jako, że sezon jest już rozpoczęty i panuje istny szał. Good luck Maria :D nie wiem w ogóle czy jeszcze po mnie zadzwonią. Ale nie poddaję się jeszcze, wierze że się nauczę. Chociaż ten cały system wygląda na bardzo skomplikowany. Wszystko idzie przez komputer i system nie dopuszcza żadnych błędów. Jak mi się zdarzy błąd to sama za to muszę płacić. Wczoraj kosztowało mnie to 40 koron. Na szczęście tylko pomyłka z ciastem. Wczoraj był mój drugi dzień próbny tam i pech chciał, że była wielka ulewa. Zalało nam dół restauracji, ludu pełno, prądu brak. A jak już mówiłam wszystko działa w jakimś systemie który potrzebuje prądu do działania. Także jedna wielka katastrofa, ludzie nawet nie mogli zapłacić za swoje zamówienia. Do tego Maria musiała pływać w tej piwnicy aby uratować krzesła, nie mogła dostać się do domu bo pociągi w ogóle nie jeździły ! Autobusy tak samo. Totalna paranoja ! Na szczęście Katrin uratowała mi życie bo inaczej musiałabym spędzić noc na dworcu. Rano wciąż pociągi nie kursowały bo wszystko tu działa w jakimś kolejnym chorym systemie gdzie go piorun potraktował. I wielkie wielkie zamieszanie ogarneło Kopenhagę. Takiego czegoś to moje oczy jeszcze nie widziały ! Do domu dostałam się dwoma autobusami gdzie podróż zabrała mi około 2 godziny (normalnie pociąg jedzie pół) ale autobus zahacza wszystkie możliwe przystanki i wioski. Także witaj wielki świecie ! Takim właśnie akcentem zakończył mi się któryś tydzień moich jak na razie beznadziejnych wakacji.

czwartek, 16 czerwca 2011

Waaaakację !

Już od niecałego tygodnia mam wakacje, które zaczeły się tak:
                             Z Julie która właśnie wróciła z swojej kilku miesięcznej podróży po świecie.
Super się dogadywałyśmy i mam nadzieję,że się spotkamy po tym jak wróci ona z US.
                                      Początek imprezy, mam tylko zdjęcia z początku bo potem było ciemno i pełno ludzi i wszystkiego.
                                  A to karnawał w Kopenhadze, parada była suuuper !
                                                Dwie estonki i Maria
                                                 


Także w piątek było impreza dla naszego roku w silo, gdzie było fajnie potem w sobotę impreza z CS która była jeszcze super ale niestety nie mam żadnych zdjęć z niej. A za to w niedzielę karnawał gdzie poznałam również paru fajnych ludzi a w tym Brazylijczyka z Rio i może kiedyś zobaczę prawdziwy karnawał tam...kto to wie...Podczas tego karnawału czekam sobie na właśnie tego Mauricja i słyszę polaków gadających a że byłam po piwie to miałam więcej odwagi i zagadałam do nich. Zawsze chcę gadać do polaków ale się wstydzę, no ale z tym ram mi się udało. Co prawda 5 dorosłych facetów co nie zmienia faktu że pogadać warto było ponieważ dostałam propozycję wyjazdu do polski z nimi zaraz po karnawale ale niestety stwierdziłam,że zostanę na obczyźnie jeszcze trochę ponieważ przez ostatnie 2 tygodnie zostawiłam 70 CV.  Całe Roskilde obdarzyłam moimi CV i trochę ich pozostawiałam w Kopenhadze. Mam pracę w rowerowni w Kopenhadze ale to jest bardzo mała liczba godzin i czekam na jakiś telefon.
Dziś byłam na interview o pracę w fast foodzie która jest 5 minut od mojego domu i jutro idę tam na próbę. Facet bardzo miły i w ogóle wszystko wygląda super ale facet jest turkiem no a podobno z nimi nigdy nie wiadomo. Ale też nie wolno wszystkich wrzucać do jednego worka. Zobaczymy jutro na moimi dniu próbnym !

piątek, 3 czerwca 2011

Mój pech !

Nie pisałam dawno nic bo nie miałam na to siły mimo tego,że większość czasu spędzam przed kompem ostatnio. Byłam w Polsce i było nawet fajnie. Ale mój wyjazd z Polski był beznadziejny ponieważ spóźniłam się na odprawę i mogłam tylko wsiąść do samolotu z bagażem podręcznym w którym nic nie było oprócz aparatu i czekoladek. Przełożyłam jeszcze szybko papierosy dla hosta i to wszystko co ze sobą do Danii przywiozłam ! Zaryczana weszłam na pokład aż komuś zrobiło się mnie żal i takim sposobem poznałam parę starszych polaków którzy zabrali mnie ze sobą do Kopenhagi. Szczęście w nieszczęściu, przynajmniej zaoszczędziłam na biletach. Jeszcze kilka dni przed moim wyjazdem do Danii, utopiłam swój telefon także straciłam wszystkie swoje numery. Wszystko. Wróciłam do tego dziwnego kraju z taką załamkom. Strasznie dziwnie mi było ale znów staram się jakoś siebie odnaleźć.
A mój bagaż właśnie się wiezie do Danii przez jakiegoś polaka do którego zagadałam przez polonia.dk

Te wakacje zapowiadają się bez żadnej konkretnej zapowiedzi. Nie wprawiało by mnie to w taką depresję gdyby nie otoczenie ludzi którzy mówią mi co będą robić przez swoje wakacje. Chcę pracować a potem gdzieś pojechać ale to nie takie łatwe. Dostałam jedną pracę w sklepie rowerowym ale nie dają dużo godzin pracy i jak nie będzie ruchu będę odsyłana do domu.

cdn...

niedziela, 8 maja 2011

dużo tego

A więc tak, nie pisałam nic ponieważ byłam bardzo zła na tą całą dziwną Danie. Miałyśmy z Matyldą ogromnego pecha podczas jej pobytu. Najpierw biedna Matylda z Kopenhagi do Roskilde przeszła z buty, potem nasz couch surfer okazał się beznadziejny a na koniec każda z nas dostała mandat na 400 zł. Także miałam załamanie nerwowe po tym całym weekendzie. Ale teraz jak na to patrzę to było naprawdę super.

                                           Zmęczona Matylda po ciężkiej podróży do Marii.
                                           Dostać mandat czy nie?
                                          Panowie Grajkowie.
                                            Też lubię groszek.
                                           Prawie jak Gdańsk.
                                           Dzięki niej powstała Zealandia.
                                        Każdemu królowi stawiają tutaj pomnik.(Btw. czy ktoś wie jak obrócić te               zdjęcie?)
                                            Mała Syrenka, odpoczywa sobie po podróży do Chin.

Wracając do mojego załamania nerwowego to przeszło o no po tym jak niespodziewanie wyszło spotkanie z  Kamile. Kolesia poznałam jakiś rok temu przez internet i od czasu do czasu gadaliśmy a jakiś miesiąc temu stwierdziliśmy, że zostaniemy skajpowymi przyjaciółmi i chyba ze 2 razy gadaliśmy przez skypa na webcamach. Poczym z jakiś tydzień temu on mi napisał, że będzie w Kopenhadze, ja myślałam, że on sobie jaja robi więc w ogóle mu w to nie wierzyłam. Nie przyszło mi naprawdę do głowy, że on sobie nie żartuję.
W czwartek bo mojej pięknej kolacji z moją nawiedzoną hostką wchodzę na facebooka no i Kamil do mnie piszę, że jest w Kopenhadze. Znów sobie myślę, że mi wkręca a on zaczyna mi duńskimi literkami zarzucać i naprawdę mówi, że w niej jest. Nie wiedziałam co myśleć, w końcu zadecydowałam jechać na wariata do Kopenhagi, pożyczyłam bilet od hosta (musiałam przed 12 go zwrócić bo przez ten tydzień mieszkam z hostką a host mieszka w jej biurze a na rano biletu do pracy potrzebował). Przyjechałam do tej Kopenhagi i umówiłam się z nim koło mcdonlada, czekałam jakieś 15 minut na niego i już czuła się wrobiona, myślałam, że naprawdę mnie wkręcił. Po czym zjawiła się jego osoba. Przyjechali rowerami po mnie i dostałam piękny różowy rowerek. Ale słuchacie tego co teraz wam napiszę !  Dostałam prawię pracę w Kopenhadze w wypożyczalni rowerów na wakacje, po przyjeździe z Polski muszę tylko wstawić się na dzień próbny. A Kamil i jego ekipa właśnie wypożyczyli rowery ze sklepu w którym ja na 80 % będę pracować ! To jeszcze nie koniec, pojechaliśmy do ich couch surfera i on okazał się chłopakiem u którego ja z Matyldą mogłyśmy też skorzystać z kanapy ale wybrałam naszego zjebanego hosta. Czy to wszystko nie jest dziwne ? Życie jest niesamowite. Spotkałam się z ekipą Kamila, przyjechali oni stopem z Polski przez Amsterdam do Danii. Bardzo fajni ludzie, tylko niestety nie dane nam było dużo czasu bo musiałam oddać hostowi ten głupi bilet.
Ale wieczór zalicza się do wieczorów super udanych, dzięki któremu udało mi się naładować akumulatory na życie w tym ciężkim jak kilo gwoździ kraju :D
Wczoraj za to moje jedno z host dzieci miało bierzmowanie to jest tutaj takie coś jak u nas pierwsza komunia. Ale najśmieszniejszy jest ten fakt, że do kościoła mogło przyjść tylko 8 osób z rodziny. Świętowanie tego dnia odbyło się w restauracji i nawet fajnie było. Siedziałam koło takiego fajnego anglika, super koleś szkoda, że ma tylko żonę i 2 dzieci. Zmyłam się wcześniej ponieważ przez okno restauracji zobaczyłam siedzącą Alę i oczywiście do niej wybiegłam i zostawiłam całą moją rodzinkę. Tego dnia było zaplanowane,że idziemy się uczyć do egzaminów z Łukaszem więc spotkaliśmy się z nim w moim host domku ale oczywiście z nauki nic nie wyszło. Trza się zebrać do nauki Maria !
Jak opuszczałam restaurację to host dał mi bilet i mówi have fun. Więc jak już Ala była w Roskilde to stwierdziłyśmy, że po naszej 'nauce' jedziemy do Kopenhagi gdzieś. Maria znalazła jakiś bar który obchodził 3 urodziny więc stwierdziłyśmy, że tam jedziemy. Bar okazał się barem dla gejów i wyobraźcie sobie reakcję jak Maria zapytała ludzi o bar Jolene. Byłyśmy tak chwilę, wypiłyśmy piwo i ukradłyśmy trochę lizaków a potem pojechaliśmy do jakiegoś innego. Już nie gejowskiego. A dziś zaplanowałyśmy, że robimy piknik w Roskilde więc muszę lecieć i zacząć coś przygotowywać.

ZA 5 DNI POLSKA !

wtorek, 26 kwietnia 2011

Wolne, wolne i po wolnym.

Zatytułowałam tak posta, ponieważ nie mogę nazwać tego co tu było świętami.
Dziś rozpoczęła się szara rzeczywistość, cały dom posprzątany a zaraz przychodzi Łukasz i siadamy do statystyki. Jak zaliczę ten semestr w pierwszym terminie  to będzie cud. Jest tyle ciekawszych rzeczy od marketingu przecież.

Wczoraj na zakończenie mojej przerwy świątecznej spotkałam się z Ianem. Znaczy to on bardziej spotkał się ze mną bo on był pomysłodawcą dnia. Zapytał się czy nie chcę jechać z nim i jego kolegą na ryby. Jednym mankamentem tego wyjazdy było to,że musiałam zgodzić się poczuć wiatr we włosach na jego motorze. Obiecał mi,że przeżyję ten wyjazd i tak właśnie się stało. JESTEM ŻYWA !!
Całe życie przefrunęło mi przed oczami ale warto było i tak jak warto. Poza tym w drodze powrotnej nie było już tak strasznie.
Popatrzcie na te zdjęcia i zrozumiecie czemu warto było narażać własne życie (chociaż nie byłam świadoma,że dla takiego celu je narażam)

Zdjęcia zostały ukradzione z jakiś stron internetowych ponieważ jechałam w nieświadomości i nawet nie przyszło mi do głowy aby na ryby zabrać aparat. A jeżeli chodzi o ryby to obyło się bez nich bo jakoś Maria im szczęścia nie przyniosła. Co prawda skończyło się na tym, że Kristian (kolega Iana) kupił sobie małą rybkę do swojego akwarium więc aż takiej tragedii nie ma. A dzień oczywiście zakończył popisem kulinarny Iana. On potrafi zrobić coś z niczego. Uwielbiam jego kuchnię a niestety wszystko w boczki idzie. Ach.

A teraz tylko czekam kiedy Matylda u mnie zawita !

niedziela, 24 kwietnia 2011

Wielkanoc.

Nie czuję jej zupełnie, oprócz tego że mam wolne od tygodnia.
W piątek próbowałam robić statystyki z Łukaszem ale coś słabo nam szło. Przegadaliśmy większość czasu a potem spotkałam się z Niną i spędziłyśmy wieczór w super pubie, który nazywa się Gimle. Wróciłam do domu o 2 w nocy a już o 8 byłam na nogach bo jechałam do tej stajni pomóc. Bardzo miła atmosfera tam panuję, pomogłam trochę ale nie chciało mi się jeździć. Potem złapałam pięknego stopa do samego Roskilde, goście specjalnie wjechali ze mną do miasta. W maju mają zamiar odwiedzić Polskie, w ogóle spotkałam wiele ludzi którzy chcą odwiedzać Polskie i wiele ludzi których już w niej było. I każdy mówi do mnie ale tanio jest w Twoim kraju. No tak w porównaniu do tego ile tutaj wszystko kosztuję to Polska jest dla nich rajem. Niech tylko spróbują w tym raju żyć, to od razu okaże się że w porównaniu do zarobków to nic nie jest taniego w Polsce.
Host powiedział do mnie,że jak chce to mogę zaprosić kogoś na kolację, bo jego każdy kogoś zaprasza. A, że w sobotę byłam umówiona z Bjerke na rowery to w zamian tego zaprosiłam go na kolację. Chciałam Iana zaprosić ale on był w pracy. Miała mieszane uczucia co do Bjerke bo tylko raz się z nim spotkałam i poszliśmy na dłuuugi spacer. Poznałam go też przez CS a teraz Ian ma w planie rozwinąć działanie CS a naszym małym Roskilde. Naszym ? Hmm...lubię Roskilde ale nie wiem czy mogę je określić mianem mojego miasta ;)
Wracając do tej kolacji to się trochę stresowałam bo nie wiedziałam jak to będzie. Nie mam wcale dobrych kontaktów z tą rodzinką, z dzieciakami wcale nie gadam. I potem jeszcze myślałam sobie, że powinnam zaprosić może Łukasza bo to też Polak i może będzie ciekawiej niż Bjerka którego wcale nie znam. Ale było już pozamiatane i było bardzo fajnie. Dziewczyny go zagadały, pomogliśmy przy przygotowywaniu kolacji, graliśmy w kalambury. Potem gadaliśmy i tak minął sobotni wieczór.
Muszę napisać, że bardzo się cieszę z tego że nie mieszkam już u tamtej poprzedniej rodzinki. Moje życie tutaj jest o wiele ciekawsze i jeszcze teraz mam konie kiedy tylko chcę. Także tylko żyć pełną parą i nic więcej nie potrzeba.

Ogłaszam wszem i wobec, że Matylda właśnie rozpoczyna swoją autostopową podróż do Marii. Przyjedzie w okolicy czwartku-piątku najprawdopodobniej. W sobotę rano jedziemy do Kopenhagi i tam spotkamy się z Rune, który oprowadzi nas po tym pięknym mieście i użyczy nam swojej kanapy. CS jest wspaniały.

Także życzę wszystkim smacznego jajka i czego tam sobie jeszcze życzycie !